niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 3

Kilka słów od autorki: cieszę się, że od wczoraj uzyskałam już ponad 100 wyświetleń :D Mam nadzieję, że osobom, które to sprawiły, spodobało się to, co piszę. Dzisiaj wstawiam nowy rozdział. Oby trzymał w napięciu i oby się spodobał :) Zapraszam na rozdział trzeci oraz do kolejnych wpisów! Jeszcze raz dziękuję ! :)
ROZDZIAŁ 3

Nadszedł ten dzień. Co prawda, nie musiałam długo czekać na tę chwilę, ale cóż, niegdyś sądzono, iż kobiety są bardzo ciekawe wszystkiego, a nawet tego, co ich nie dotyczy. Tym jednak razem cały ślub zależał głównie ode mnie. Oczywiście, nie będę taką egoistką, ponieważ wiem, że dla księcia Marcina to na pewno też trudna sytuacja.
Rano rozkazałam służbie przygotować mojego konia do przejażdżki. Udało mi się pozbyć osób, które miałyby za zadanie mnie pilnować. 
******
Szybko znalazłam się na miejscu. Nie chciałam od razu pukać do zamkowych wrót, przedstawiać się jako księżniczka, dygać pięknie (bo przecież tak należy). Schowałam się w pobliskich krzakach i obserwowałam teren położony wokół pałacu. Teren był czysty, więc odetchnęłam z ulgą i zaczęłam zastanawiać się, co mam dalej robić. Nie miałam już wtedy żadnego planu. Osobiście nie przemyślałam tej sytuacji, bo to królestwo wyobraziłam sobie zupełnie inne, niż w rzeczywistości. „Och, ależ teraz chciałabym znaleźć się w środku” – pomyślałam i zamknęłam oczy. „Jak je otworzę, to okaże się, że w nim jestem”- dodałam w myślach, gdy nagle coś złapało mnie za rękę, zasłoniło usta i oczy. Nic nie widziałam, gdyż przez cały czas mój wzrok był pogrążony w ciemności. 
Poczułam ciepło. „ To coś”, co mnie złapało na pewno jest złe. Wiedziałam, że weszliśmy do zamku, bo usłyszałam szczęk metali (oczywiście, domyśliłam się, iż są to miecze), a później rozległ się basowy głos, który echo przyniosło do moich uszu.
Rzeczywiście, znalazłam się w zamku. Byłam nieco przerażona, ale z nieskrywaną ciekawością rozejrzałam się po jasno oświetlonej komnacie. Była to sala tronowa. Przede mną na tym wielkim, przyozdobionym siedzeniu rozsiadł się nieco otyły król, który obecnie spoglądał na mnie ze zdziwieniem. Odwzajemniłam jego spojrzenie.
-Synu- odezwał się do stojącego obok mężczyzny. 
Wreszcie miałam zobaczyć przyszłego męża. Jednak widok jego postawy oraz twarzy przeraził mnie. Miał co najmniej czterdzieści kilka lat. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a ja rozdziawiłam usta. Czy naprawdę zechciano wydać mnie za kogoś takiego? Jego postura może i sprawiała wrażenie zadbanego, silnego i wysportowanego człowieka, ale to mnie nie pocieszyło. Gęstwina czarnych włosów zwisała mu luźno na ramiona, krzaczaste brwi i ciemne oczy ledwo wyzierały spod przydługiej, przetłuszczonej grzywki. Dopiero po chwili, lekko dygnęłam, ale nadal na mojej twarzy można było zaobserwować zdenerwowanie. 
-Czy wszystko dobrze, księżniczko?- spytał mnie król, a ja poczułam się słabo. Zakręciło mi się w głowie i chyba upadłam. Jedyne co poczułam, to uderzenie ramieniem o marmurową posadzkę. 
********
Obudziłam się w swojej komnacie. Rozejrzałam wokoło, ale koło mojego łoża zobaczyłam tylko królewskiego medyka. Po chwili, do pokoju wszedł także młodzieniec. Popatrzył na mnie zmartwionym wzrokiem i lekko się uśmiechnął. Jego uśmiech przywołał na moją twarz nieco rumieńców. Był to naprawdę bardzo przystojny chłopak. 
-Marcin- powiedział, a ja zamrugałam oczami. Czyżby wygląd tamtego mężczyzny jedynie mi się przyśnił?
-Tamara- odparłam. Przedstawiłam się jednym imieniem. Nie widziałam potrzeby, aby mówić coś więcej.- Czy tamten syn króla... jak ma na imię?- spytałam.
-Marcin- odparł, a ja poczułam, że chyba zaraz znowu zemdleję. Chłopak popatrzył na mnie ze zdziwieniem i podał mi kubek wody. Chyba znowu zrobiłam się blada.- Spokojnie, bo znowu będzie trzeba cię ocucać- zaśmiał się, ale mi przestało być do śmiechu. Sceptycznie popatrzyłam na jego rozradowaną minę.
-Nie rozumiem.
-Czego, wasza wysokość?- spytał nonszalancko, a ja wzruszyłam ramionami.
-Wszystkiego. Jest dwóch Marcinów, ale zaraz... Kim dokładnie jesteś?
-Księciem Kamiennej Góry, o ile dobrze mi wiadomo- puścił mi oczko. Nie zachowywał się jak królewski syn. Popatrzyłam na niego z powątpiewaniem. 
-Ale którym?
-Teraz to ja nie rozumiem.
-Ja mam wyjść za mąż za księcia Marcina. Czy ty jesteś nim?- posłał mi zdumione spojrzenie, a ja spodziewałam się najgorszego. "Oby tylko nie zaprzeczył"- modliłam się w duchu. Jednak jego mina nie zapowiadała dobrej wiadomości dla moich uszu. 

___________________
Mam do Was drobne pytanie, ponieważ bardzo mnie ciekawi, czy dobrze trzymam czytelników w napięciu. Jak myślicie? Który Marcin okaże się tym właściwym? A może żaden z nich? :) Do następnego ;)
 

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 2

ROZDZIAŁ 2

Minęło już trochę czasu. W tym okresie moja jazda konna doszła do prawdziwej perfekcji. Nie upadłam już ani razu. Wspaniała wiadomość, ale czy prawdziwa? Głupie to pytanie… Skoro tak jest, to musi być rzeczywiście, ale od niedawna zauważyłam, iż całe to miejsce, kraina, czy królestwo zmieniło się w coś zupełnie innego. Powoli kolory zaczęły blaknąć, nawet moje piękne szaty, niegdyś w nieziemskich, bo aż tak intensywnych barwach, straciły przynajmniej połowę swojego uroku. Nie miałam pojęcia, co się dzieje. Może to był tylko jeden długi sen, ponieważ zapadłam w śpiączkę, a teraz mam się obudzić i dlatego wszystko jest inne? Tylko kiedy mogłam zasnąć? Nie przypominałam sobie takiego momentu, ani jednego. Może takich rzeczy się po prostu nie pamięta? Nie wiem. Za dużo pytań, a za mało odpowiedzi… Nawet w zamku nikt nie chce mi pomóc. Dopiero później ojciec wyjawił mi sprawcę tych wszystkich znikających barw.
-Córeczko, nie chciałem cię zadręczać. Pomyślałem, że tego nie zauważysz, ale widzę, że jesteś za bardzo spostrzegawcza- zaczął.
-Tato, nie mów mi takiej rzeczy jakimiś hasłami!- zniecierpliwiłam się i podniosłam głos.
-Jest to bardzo delikatna sprawa. Nie wiem, jak na nią zareagujesz. Chodzi o to, córeczko, iż kraina niszczy się, ponieważ musisz wreszcie wyjść za mąż- powiedział.
-Jak to?!- tylko te dwa słowa wydusiłam z mojego gardła. Przeżyłam szok. Myślałam, że w tej krainie jest zawsze dobrze i zostanę szczęśliwa już na zawsze, a tutaj nagle okazuje się, że nie jestem tak wolna, jak mi się wydawało.
-Przykro mi, ale kiedyś została zawarta pewna umowa między dwoma królami z ich królestw. Jeden miał syna, drugi córkę. Jeśli nie mieliby ślubu, krainy przepadłyby, zniszczyłyby się na zawsze. Nikt nie wie, jak wyglądałby ten koniec, niektórzy twierdzą, że wybuchłby pożar, inni, iż przyszłaby wielka fala, taka jak tsunami i zatopiła całe państwa. Dlatego uroczystość zawarcia małżeństwa odbyła się, by poddani nie stracili życia- opowiedział mi ojciec.
-Teraz muszę wziąć ślub z kimś, żeby uratować nasze ziemie?- spytałam, by być już pewna.
-Tak, córeczko. Tylko nie z byle kimś. Musisz przyjąć oświadczyny księcia państwa, które leży obok naszego. Książę nazywa się Marcin. Naprawdę chciałbym rozwiązać ten problem inaczej, ale się nie da i wolę nie ryzykować. Przecież tutaj leży nasza przyszłość.
-Nie bój się, tato. Dla ciebie, dla poddanych i w ogóle dla każdego uczynię to- oznajmiłam mu moją decyzję.
            Jedni z ludzi powiedzą, że dziwnie zareagowałam na taką wiadomość. Chciałam znać prawdę, więc poznałam. Wiem, i nie mam tego za złe. To dobrze, ponieważ poważnych spraw nie powinno się ukrywać ani zostawiać na później. Jednak ślub z obcym mężczyzną? Tego się nie spodziewałam. Poszłam do mojej komnaty, by to wszystko przemyśleć. Muszę zobaczyć przyszłego męża, poznać go. W mojej głowie znowu zrobił się wicher, w którym wiruje tysiące nurtujących mnie pytań. Ile ma lat? Jak wygląda? Czy jest dobry czy raczej zły? Jak się zachowuje? Pasujemy do siebie? Będziemy się zgadzać ze sobą? Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Na szczęście zdążyłam dojść do jakiegoś genialnego pomysłu albo przynajmniej planu. Jutro wyruszę na przejażdżkę konną, a w jej czasie, bez niczyjej zgody, pojadę do drugiego królestwa i poznam księcia. Nie będę czekać ani chwili dłużej. Oby tylko, ten mężczyzna chciał się ze mną ożenić. A zresztą, w pewnym sensie, to i tak musiał.

            Mój plan był idealny, chociaż nie taki łatwy do wykonania, jak się wydaje. Owszem, namówienie na przejażdżkę będzie proste, ale tata na pewno chciałby, żebym wyruszyła z jakąś służbą, bo samej młodej panience w lesie może coś się stać. Od jednej ze służek, dowiedziałam się, że książę Marcin ma prawdziwy talent do malowania. A jego państwo, w którym mieszka i rządzi w tejże chwili nazywa się Kamienną Górą. Dlaczego akurat jakaś tam góra? Ponieważ jego zamek znajduje się na niej. Nie takiej wysokiej, ale podobno, całej ze stali, głazów i kamieni ze względu na duże bezpieczeństwo. No cóż, każdy ma swoje pomysły oraz poglądy, moje państwo nazywa się Doliną Tams, gdyż pałac znajduje się w dolinie, ale od góry zasłoniętej czymś w rodzaju dachu. Nawet mysz się nie prześliźnie. Oczywiście, ta druga nazwa mojego królestwa, czyli Tams również mnie zaciekawiła. Dlaczego akurat tak? Dowiedziałam się, że po prostu poddani z Kamiennej Góry nazywali nasze miejsce Tam. Od tego wzięła się druga część naszej nazwy. Tylko dlaczego mówili na nią Tam, a nie całą nazwą- Dolina Tams?

Rozdział 1 CIAŁO 1

CIAŁO PIERWSZE

Ta historia wydarzyła się dawno temu, niestety z moim udziałem. Kiedy to wszystko się działo byłam w innym życiu, a dokładniej- księżniczki Tamary. Miała ona o wiele więcej imion, gdyż tak kazała jedna z Jedenastu Zasad Przeżycia. Większość osób znała jednak tylko trzy pierwsze imiona księżniczki, a wtedy jeszcze mnie. Tamara, Sonia, Diana. W tych czasach te nazwy były najczęściej używane, ale tylko osoba prawdziwej krwi królewskiej mogła pozwolić sobie na taką ich ilość.
Cały czas powtarzam, że byłam w życiu tej księżniczki, bo tak naprawdę to wcale nie urodziłam się jako ona. Na początku nazywałam się Gabriela. Musiałam pracować od razu, gdy skończyłam siedem lat. Oczywiście,  robota należąca do mnie nigdy nie wychodziła ponad moje siły, gdyż spodobałam się pracodawcom. Czasem nawet dawali mi jakieś słodycze: cukierka, czekoladkę czy bułkę z dżemem. Zawsze, gdy wykonywałam moje zadania przenosiłam się w świat fantasy, a wyobraźnia, którą z pewnością posiadałam za dużo, działała zbyt dobrze. Pewnego dnia, gdy rozwieszałam pranie, zaczęłam wymyślać nową baśniową historyjkę. Jak zwykle, zaczęłam ją od spotkania miłej wróżki, która chce mi pomóc. Niestety, tym razem Ona zjawiła się naprawdę, a ja nie odróżniłam rzeczywistości od wyobraźni. Kiedy poprosiła mnie o życzenie, powiedziałam prawdę, iż chciałabym zamieniać się w innych ludzi. Jednym z warunków było to, bym tym osobom nie zniszczyła życia, a nawet żebym spróbowała im pomóc. Zgodziłam się, a dopiero po chwili przemyślałam to dokładniej. Oczywiście, jako mała dziewczynka postanowiłam stać się księżniczką, a to w pewnym sensie było moim błędem. Dopiero potem, wpadłam na pomysł, że to wcale nie jest takie wspaniałe, ale niestety było już za późno. Wróżka odleciała, a ja zostałam sama. W swe sidła złapało mnie kolorowe tornado i poniosło, aż do zamku. Dla innych okazało się niewidzialne, bo tylko ja znałam prawdę i tajemnicę. Znalazłam się w wielkiej komnacie i nie wiedziałam za bardzo, co się stało. Pamiętałam tylko moje życzenie i spełnienie go przez piękną osobę- najprawdopodobniej wróżkę. I niestety, zapomniałam o tym, że byłam kimś innym. „Jesteś Gabriela”- takie świsty i piski oraz krzyki słyszałam w mojej głowie, ale nie zastanawiałam się długo nad ich znaczeniem, ponieważ szybko spojrzałam na siebie w ogromnym lustrze. Przedmiot ten obramowany był w złotą, błyszczącą ramę. W jego rogach znajdowały się wyrzeźbione kwiaty. „Och, co za piękna rzecz!”- to pierwsze zdanie, które wypowiedziałam po tych wszystkich wielkich zmianach, jako nowy człowiek.
            Moje ubranie- każdy mógłby mi go zazdrościć-  było długą, beżową suknią sięgającą aż do ziemi. Pięknej, jak nie z tej planety, nie z tego miejsca. Śliczny wpięty kwiat we włosach. Fryzura, ach, dzieło prawdziwego artysty. Loki w kolorze lśniącego brązu, takie jakie miałam od samego urodzenia, jeszcze jako Gabriela. I wtedy właśnie coś mnie olśniło. Przyjrzałam się sobie jeszcze raz, i gdy miałam powiedzieć, że to czary, iż jestem księżniczką, a nie biedną Gabrysią, do komnaty weszła służka.
-Wasza Wysokość  już nie śpi?!- na jej twarzy odbiło się zdumienie.- Król zaprasza na śniadanie.
-Dobrze. Zaraz przyjdę- oznajmiłam.

            Na początku wahałam się z moją decyzją, ale później uznałam, że to dobra okazja, by dowiedzieć się co nieco. I rzeczywiście, w czasie posiłku udało mi się tak wypytać mojego nowego ojca czyli króla, że wiedziałam już o wszystkim. Nazywałam się Tamara Sonia Diana. Miałam czternaście lat i nie byłam taką księżniczką, jak w prawdziwym życiu, kiedy żyli władcy i ich poddani, np. chłopi. Ja znajdowałam się w krainie, gdzie musieli także być rządzący, ale nie istniało nieodpowiednie zachowanie dla córki króla. Mogłam robić, co chciałam, ale oczywiście wszystko przemyślać i nie przesadzać. Dopiero później, pod koniec śniadania, wręczono mi Tablicę Jedenastu Zasad Przeżycia. Oznajmiono mi, że mówi się to raczej w skrócie, czyli TJZP. Znalazło się wśród nich spożywanie posiłków minimum dwa razy dziennie oraz picie zwykłej wody przynajmniej raz w ciągu dnia. Zdziwiłam się, że piszą takie rzeczy, bo przecież każdy wie o tym, że aby przeżyć trzeba jeść, pić oraz spać. Dopiero  potem zauważyłam, iż w tych zasadach są wypisane dokładne ilości tego wszystkiego. Natomiast w spaniu było napisane, że trzeba przespać minimum pięć godzin. Na początku trochę się zdenerwowałam, że do normalnego wyspania wystarczy tylko tyle czasu, ale okazało się, że tutaj on liczy się zupełnie inaczej. Moje kilka imion również zostało uwiecznione na tej tablicy. „Każde imię daje księżniczce większe bezpieczeństwo”. Tak to brzmiało. Dopiero po wypytaniu o te rzeczy jednego z doradców prawa, dowiedziałam się, że im więcej nosi się nazw, które podarował ci król, a są to nazwy królewskie, tym bardziej nikt cię nie skrzywdzi. Moich imion było tak wiele, że naprawdę nie musiałam się  nawet martwić, skoro samej mi, polecono zapamiętać najważniejsze i pierwsze trzy i właśnie nimi zawsze się przedstawiać. Więcej informacji dowiedziałam się dopiero  po jakimś czasie...



____________________

To tylko pierwszy rozdział, na razie zwyczajny, bez większej akcji. ;) Poczekajcie na kolejne :)

Notka o mnie :P


Powiem szczerze, że nie mam pojęcia, co napisać :D W moich informacjach podałam swój adres ask.fm, na którym będę z chęcią czytać Wasze pytania skierowane do mojej osoby, dotyczące tego bloga i jego historii :) Kto wie, może kogoś zainteresuje przygoda, jaką mam zamiar opisać we "Wcieleniach Miłości"...

Pragnę dodać, że przyjmę do wiadomości, nie tylko te miłe słówka, ale też krytykę. Wiem, że nie każdemu może się spodobać to, co mam zamiar tutaj pisać. Oczywiście: wytykajcie mi błędy, bo z pewnością takie będą (może jedynie drobne), ale każdy wie, że takich nie da się uniknąć całkowicie. ;)

Z wielką przyjemnością i zaszczytem pragnę zaprosić chętnych do obserwowania mojego bloga, czytania i oczywiście- komentowania. Bardzo mi zależy, żebyście wyrażali swoją opinię- to nie tylko sprawi mi przyjemność, ale też i dumę, że ktoś jednak to czyta :)

Dziękuję za wysłuchanie i zapraszam na pierwszy rozdział :)